- To wydarzenie minęło.
Spotkanie z Miłoszem Biedrzyckim
27 września 2013, 19:00 - 21:00
Zapraszamy na pierwsze slalomowe spotkanie w nowym sezonie. 27 września, o godzinie 19.00 w 4 Pokojach naszym gościem będzie Miłosz Biedrzycki. Po spotkaniu, jak zwykle, Turniej Jednego Wiersza z nagrodą od 4 Pokoi.
Miłosz Biedrzycki (MLB, ur. 1967 w Koprze w Słowenii) – poeta, tłumacz, inżynier geofizyk. Jeden z najbardziej znanych autorów tzw. pokolenia brulionu.
Publikował m.in. w brulionie, Tygodniku Powszechnym, Czasie Kultury, Nowym Nurcie, Chicago Review. Laureat wielu konkursów literackich (m.in III Konkursu na Brulion Poetycki w 1993).
Autor siedmiu tomików wierszy wydanych w Polsce oraz zbiorów wierszy wybranych wydanych w Słowenii i USA. Tłumaczył m.in wiersze wybitnego poety słoweńskiego Tomaža Šalamuna („Jabłoń”, Wydawnictwo Zielona Sowa 2004).
Z ŻYCIA INDIAN
kiedy mrok zgęstniał ustawiłem aparat
w tym miejscu, skąd rycerz pod Adasiem
wygląda, jakby miał fiuta zamiast miecza
wcisnąłem wężyk, zablokowałem, potem wszedłem w kadr
zapytałem sam siebie: que pasa, zmieniłem miejsce
może wyjdę na zdjęciu jako duch, rozmawiający sam ze sobą.
raz we Wrocławiu zrobiłem takie zdjęcie, było mnie czterech,
duchów. Kreska siedziała na ławce
koło koliska łańcuchów okalających statuę
minę miała jeszcze bardziej tragiczną niż zwykle.
co robił Tomo? aha, biegał po podwórkach przy
Brackiej i wołał: dajcie mi kamerę wideo,
jeszcze nigdy niebo nie było tak niebieskie,
teraz wiem na pewno dlaczego Morrison się obsunął
dlaczego musiał skończyć tak jak skończył
to chyba wszystko. na drugi dzień
nagrałem sobie koncert Colemana: In the Golden Circle
chyba z analogu bo trzaski. to tyle.
WSPANIAŁE, ŚNIEŻNOBIAŁE PRANIE
Nowoczesne kobiety kupują proszek Lanza
Grzeczne dziewczyny idą do nieba
Moja dziewczyna na szczęście idzie wszędzie
Czasami pada śnieg w kwietniu
Czasami czuję się jak zwykły śmieć
Czasami pada śnieg na balkony w kwietniu
Na wspaniałe, śnieznobiałe pranie
PIĄTA RANO, ZIMNO
jak Warszawa jako olbrzymi odkurzacz
zasysa ludzi – zdrzemnąć się w Siedlcach
w pustym pociągu, żeby się ocknąć mając
otyłą kobietę w włóczkowym berecie po lewej
stronie i po prawej i twarze, szare twarze,
zmęczone twarze, obrzęknięte z niewyspania
twarze w milczeniu kołyszące się zgodnie z
szarpnięciami pociągu, razem. gwiazdy
niemrawo i jakby dla formalności stawiają
ostatnie kroki zwyczajowego kontredansu
i nieruchomieją w oczekiwaniu na fabryczną
syrenę słońca. przez chwilę czuję się
tak koszmarnie nie na miejscu, jakiś dandy
w fikuśnie obszarpanej kurtce. zaraz potem
wyobrażam sobie że właśnie nie, jestem w pracy
dokładnie teraz, kiedy przyglądam się
homage dla Tytusa de Zoo
bez namiętności nic się nie udaje
nawet normalnie wstać z łóżka
no to nie wstaję.
akurat pora, w której się
zdaje, że paruzja to rodzaj keczupu
i stopy świerzbią, aby świerzbieć.
i więcej, więcej w życiu, do kolendry!
nie stać cały dzień, trochę też
siedzieć na murku
chwytać oczami i
świerzbiącymi stopami.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.