- To wydarzenie minęło.
Zbigniew Milewski w Parku Praskim
12 września 2012, 19:00 - 21:00
Zapraszamy na kolejne spotkanie w ramach Praskiego Slalomu Poetyckiego. Tym razem będzie to wieczór autorski Zbigniewa Milewskiego, połączony z promocją książki poetyckiej „Zagrabki”.
Po spotkaniu turniej jednego wiersza i lampka wina od autora.
Zbigniew Milewski. Urodzony w Sosnowcu, mieszka w Warszawie. Poeta, krytyk, członek władz organizacji pisarskich, obecnie Sekretarz Generalny ZLP. Laureat wielu głównych nagród poetyckich w ogólnopolskich konkursach i turniejach poetyckich m. in. Łódzkiej Wiosny Poetów, Warszawskiej Jesieni Poezji, Liścia Konwalii im. Zbigniewa Herberta w Toruniu oraz w konkursie im. H. Poświatowskiej w Częstochowie (kategoria po debiucie). Autor zbiorów poezji „Jednego mniej”, „Zły Erotyk”, „Fajerwerki”, „Kiedy bogowie mają weekend”, „Złote i czerwone” i „Zagrabki”. Redaktor antologii poetów warszawskich „Miasto Nowego Milenium. Debiuty po 1988 roku”. Jego wiersze są zamieszczane w licznych antologiach polskich i zagranicznych.
Wiersze z tomiku „Zagrabki”:
Dzieci są bezwzględne i pragną zabawy
Winogrono w altance rzuca cień
na hałaśliwych biesiadników. Piją
wódkę ze szklanek. Jest zabawnie,
jeden między udami ma świeżą ranę
po wyrwanym esperalu. Nadużycie
rodzi teatr radości. Echo niesie chór
przyśpiewek aż do lasu za gajówkę
na jagodziska. Tam tania zagrycha
wśród gniazd żmij.Za nimi pochód
małych podglądaczy zza płotu. Mleko
kapie pod nosem. Umazani fioletem
Konina
Jest niedziela. Wczoraj trzeba było dorżnąć
starą Baśkę, która jeszcze przed słabością
i złamaniem pęcin dała radę zaorać
kamienisty ugór za wsią, ojcowiznę,
której fater nie chce sprzedać, gdyż obiecał
ją utrzymać. Boże, tak chcę stąd wyjechać.
Tu najlepszym plonem tylko są kamienie,
nawet ich pilnować trzeba, bo rozbierają
na budowę domów i cmentarne pomniki
– najładniejsze groby nimi są obłożone.
Wiosna kwitnie pełną piersią na pochówkach,
tam jest najżyźniejsza ziemia. Dzwonią na mszę,
a musimy skończyć siew w odświętnych gajerkach,
nim ktoś nas zobaczy. Ojciec każe ciągnąć
przerdzewiały siewnik. Boże wybacz tę skargę
i to, że my tutaj, zamiast na mszy i że
brat się cieszy na wyżerkę ze świeżej koniny
* * *
Otwiera okno, liście od jesiennych drzew
przez lufcik z wiatrem. Z gałęzi zapraszają mgły
na babiego lata szron. Pod stopą chłód.
Przyciągają mnie jak magnes z poddasza
Po słowie
Na początku był cytat, więc bez posądzenia
o świętokradztwo mówił jej słowo i stała się
historia miłosna ( ochrona danych osobowych )
w mejlach, wierszach niczym w „zapisz zmiany”.
Przyszły mąż, (daj Boże), artysta – prawie cygan,
uczył się od niej języka i myślenia od całowania
do jak być albo nie być cyganem, który nie kopie
studni, lecz wodę ze źródeł pije, jak okradać,
być wyżej, nawet gdy ona nad nim kołysze się
nago. To jest jak kamień węgielny do małżeńskiej
pętli, gdzie wspólne zasupłanie. On lirycznie zaklina,
że będzie podmiotem ich wiersza. Ona po słowie
ograniczyła wszystko do znaku brzucha. I słowa
rozpisały się w zagrabkach – cygański romans
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.