
- This event has passed.
Grzegorz Ryczywolski w Niewinnej Abstynentce
19 lipca 2012, 19:00 - 21:00
Zapraszamy na kolejne spotkanie w ramach Praskiego Slalomu Poetyckiego. Tym razem w czwartek, 19 lipca, spotkamy się z Grzegorzem Ryczywolskim.
„Poezja Grzegorza Ryczywolskiego zaczyna się blisko konkretu, w drobnych, dotykalnych przedmiotach, roślinach, cielesności, opisywanych z kronikarską wprost dokładnością. Odbiwszy się od tej trampoliny, szybuje ku sprawom bardziej ogólnym, odległym, nieopisywalnym, ku onirycznej niepewności, ku przeczuciu wyższych, niedotykalnych spraw. Żeni, mówiąc najogólniej, ciało z duszą – czyli robi to, czym poezja trudni się od swoich początków.” – Jacek Dehnel
Grzegorz Ryczywolski, rocznik 1984, animator kultury, poeta, scenarzysta. Wydał książkę poetycką „Wiosenne porządki” (Kwadratura, 2012). Poza tym pisze teksty sceniczne, gra w koszykówkę i na arbuzie w orkiestrze warzywnej Paprykalaba. Współpracuje z Teatrem Baza.
Po spotkaniu turniej jednego wiersza z nagrodą od Niewinnej Abstynentki.
Kilka wierszy Grzegorza:
Legenda
Dzień, który rozpuścił się w umywalce,
dzień za pęczek kradzionego kopru,
popołudnie cichych kombajnów,
ocet przez pomyłkę.
Apatyczny szmer transformatora,
bagażnik pełen wierzbowych witek,
jego imię na skserowanej kartce,
samotność odnaleziona w śniegu.
Robię wiosenne porządki, nadaję imiona,
zmyślam piękną legendę do prywatnej mapy.
Przerzut
Wychylona z okna pukałaś się w czoło,
gdy zatrzymałem auto, żeby zerwać chaber,
o który tak się czepiały później służby celne,
żądające podwyżki pół euro od tira.
Skuleni jak Albańczycy pod plandeką tira,
rżnęliśmy się chyba dwie godziny. Czoło
strajku mógłby w tym czasie obezwładnić chaber,
gdyby mu nie broniły regulacje celne.
Twoje dłonie w ciemności były takie celne,
że znalazłyby zwłoki wyrzucone z tira
pośród śmieci rozsianych gęsto niczym chaber,
który wyjęłaś z ust, całując mnie w czoło.
Sasanka
Nowy Świat, zresztą cały dzień
jakiś amerykański. Czekam tylko
na kłębki trawy niesione przez wiatr
i melodię z Bonanzy. Słońce,
przypięte do kolejnych godzin jak metka,
znak jakości, jakby chciało powiedzieć:
today is the day, to się właśnie dzieje,
to już. Odwracasz się, w ręku trzymasz
sasankę, o której nic nie wiem. Ktoś zaczyna
wchodzić w te wersy coraz wyraźniej,
zostawia ślady szminki, podkrada sens,
niby przypadkiem, ale jednak.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.